Następnego dnia od rana chodziłam cała w skowronkach. Było to spowodowane odwiedzinami Michaela. Nie chodziło o to że był sławny. Po prostu nie pamiętam kiedy ostatnio ktokolwiek mnie odwiedził. Było to dawno, zanim tata zaczął pić, a mama... zanim to wszystko się zaczęło.
Wyszłam ze swojego pokoju i skierowałam się prosto do kuchni, po której już krzątał się dziadek. Często nocowałam u niego i dzisiaj był jeden z takich dni.
-Dziadku, pomóc ci? - powiedziałam stojąc w drzwiach. Kiedy usłyszał mój głos aż podskoczył.
-Boże, dziecko drogie czy ty chcesz żebym zawału dostał? Ile razy już ci mówiłem żebyś się tak nie skradała
-Przepraszam nie chciałam cię wystraszyć - zaśmiałam się pod nosem - To pomóc ci w czymś?
-Nie trzeba już kończę - popatrzył na mnie przez chwilę - A tobie co dzisiaj tak wesoło?
-No bo.... - zaczęłam niepewnie - Dzisiaj przyjdzie do mnie kolega pomóc mi z fizyki
-Kolega? Który?
-Michael... Niedawno się tutaj przeprowadził i od dzisiaj chodzi ze mną do klasy. Słyszał jak wychowawczyni mówiła, że mogę nie przejść z fizyki i zaproponował mi pomoc - Dziadek wrócił do robienia obiadu.
-Powiedziałaś mu? - zapytał nalewając mi zupy na talerz.
-O czym? - Nie wiedziałam o co mu chodzi. Popatrzył na mnie przez chwilę i usiadł po drugiej stronie stołu
-O rodzicach - spuściłam głowę i zaprzeczyłam.
-Nie mogę... Boję się że jeśli mu powiem to tak jak wszyscy inni będzie omijał mnie szerokim łukiem
-Rozumiem, że się boisz, ale chyba nie będzie lepiej gdy dowie się tego od innych? - W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
-To pewnie on, pójdę otworzyć - Wstałam od stołu i poszłam otworzyć. Jak się spodziewałam przed drzwiami stał uśmiechnięty Michael.
-Hej - przywitał się
-Cześć, wejdź - Zrobiłam mu miejsce w drzwiach. W tym momencie z kuchni wyszedł dziadek.
-Dzień Dobry - Chłopak przywitał się z dziadkiem.
-Dzień dobry - odpowiedział po czym zwrócił się do mnie - Rebbie ja wychodzę do sklepu, będę za jakieś pół godziny. - Wyminął nas i wyszedł.
-Może chcesz się czegoś napić? - spytałam nie wiedząc jak zacząć rozmowę
-Soku pomarańczowego, jeśli to nie problem - uśmiechnął się
-Jasne - odwzajemniłam uśmiech - Zaczekaj w tamtym pokoju - Wskazałam na pokój w którym nocowałam. Obserwowałam jak znika w drzwiach i poszłam do kuchni po sok. Nalałam go do dwóch szklanek. Wzięłam też miskę i nasypałam do niej ciastek. Kiedy miałam już wszystko gotowe poszłam do pokoju. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam Michaela przeglądającego mój zeszyt z rysunkami. Stał odwrócony tyłem do drzwi. Przeglądanie moich bazgrołów tak go wciągnęło, że nawet nie zauważył, że nie jest już sam. Cicho odłożyłam wszystko na stolik i podeszłam do niego.
-Buu! - Chciałam go wystraszyć i chyba mi się udało, bo aż podskoczył, wypuszczając z rąk notatnik.
-Rebecca! Ale mnie wystraszyłaś - krzyknął, a ja zaczęłam się z niego śmiać.
-To za grzebanie w moich rzeczach - Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił, co doprowadziło mnie do tego, że ze śmiechu leżałam na podłodze
-Eee... Ja... - zaczął się tłumaczyć
-Szkoda że teraz siebie nie widzisz - przerwałam mu. Już powoli się uspokajałam - Nie tłumacz się już, mieliśmy się uczyć - Usiadłam na łóżku i poklepałam miejsce obok siebie. - Będziesz tam tak stał czy usiądziesz? - zachichotałam, na co on jakby się ocknął i usiadł obok mnie.
-Więc to trzeba podzielić przez to, a potem odjąć? - po godzinie nauki i tłumaczenia zaczynałam powoli wszystko rozumieć.
-Dokładnie, a później podstawiasz do wzoru, rozumiesz?
-Tak, dziękuję
-Nie ma za co. Wiesz może która godzina?
-Dochodzi 18
-Już będę musiał się zbierać - zauważyłam że posmutniał.
-Stało się coś? - wypaliłam bez większego zastanowienia
-Nie nic... tylko nie chcę jeszcze wracać
-Może zostań jeszcze na chwilę?
-Nie mogę mam próby. I tak jestem już spóźniony
-Rozumiem - Odprowadziłam go do drzwi. W tym momencie z salonu wyszedł dziadek.
-Rebbie idziesz już? - Spytał.
-Tak właśnie miałam wychodzić
-Przekaż mamie żeby jutro do mnie przyszła
-Dobrze przekaże - Michael ze zdziwieniem przyglądał się sytuacji.
-Gdzie idziesz? - No tak zapomniałam mu powiedzieć że tutaj nie mieszka.
-Do domu - popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem i już miał coś powiedzieć ale nie dałam mu dojść do słowa - Mieszkam kilka domów dalej, przychodzę do dziadka, bo.. rodzice pracują - wymyśliłam na poczekaniu.
-Podprowadzić cię? - spytał, kiedy ubierałam buty
-A nie spieszysz się na próbę? - spytałam na co tylko machnął ręką
-I tak już jestem spóźniony więc kilka minut w te, czy we wte mnie nie zbawi
-Dobrze, po prostu nie chcę żebyś miał później problemy
-Nie martw się - uśmiechnął się - Gotowa? - Wyszliśmy z domu. Na dworze było już ciemno, bo była późna jesień, do tego wiał chłodny wiatr. Na szczęście mieszkałam blisko więc droga do domu nie zajęła nam dużo czasu.
-To tutaj - powiedziałam, kiedy doszliśmy na miejsce
-No to do poniedziałku
-Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuję
-Nie ma za co. Narazie! - patrzyłam jak znika w ciemności. Weszłam do domu. Już od progu uderzył mnie zapach alkoholu zmieszanego z dymem papierosowym. Poszłam poszukać mamy, jednak jej ani taty nie było. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo rzadko kiedy zdarzało się abym zastała ich w domu. Zrobiłam sobie kolacje i poszłam do pokoju. Zaświeciłam małą lampkę i usiadłam przy stoliku, biorąc do ręki książkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz